Dzień leniwej buły

20:13:00

Dopadło mnie... Lato się skończyło, zanim się jeszcze na dobre zaczęło. Mamy już wrzesień i czuć już, że "zima nadchodzi". A ja siedzę przygnębiona od kilku dni i nie mam siły na nic. A jeszcze kilka dni temu byłam na urlopie! A na urlopie nie trenuję i daję sobie luz od diety. I liczyłam na to, że po takiej labie wrócę do treningów z uśmiechem na pysku i mrowieniem w udach. Tymczasem w udach czuję ołów, a w głowie jedno wielkie "meh". Nie chce mi się kurewsko dupy ruszyć. Mamy przecież sobotę! W soboty budzę się około 9:00, wyskakuję z wyra, robię sobie wypasione, instagrammable śniadanie i z radością wskakuję na rower by pokonać na nim solidne kilkadziesiąt kilometrów. A tu dupka. Obudził mnie około 10:00 budzik mojego miłego. A ta menda zawsze śpi dłużej ode mnie. Gdyby nie to pewnie siedziałabym w gawrze do 11:00. Od niechcenia zjadłam banana i od niechcenia zrobiłam sobie kanapki na okropnym pszennym chlebie. Wlałam w siebie kawę i na samą myśl o zrobieniu jakiegokolwiek treningu lub zdrowego fit-żarcia aż mnie skręcało. Gdybym była trzyletnim smarkiem ani chybił rzuciłabym się na glebę waląc pięściami i czołem w parkiet przy akompaniamencie wycia. Na szczęście zrobił to za mnie dzieciak sąsiadów.


Przez cały dzień zdołałam posprzątać nieco w salonie. Umyłam półtora okna i nieco potańcowałam do ulubionej muzyki. A potem poszłam do sklepu, kupiłam ohydną lasagne i snickersa. I skończyłam na swojej zielonej kanapie z kielonem chilijskiego chardonnay. 5500 kroków. Zero treningu. Czy miałam wyrzuty sumienia? Jeszcze jakie! A potem przyszła refleksja...

Przyzwyczaiłam się do tego, że zawsze muszę coś robić. ZAW-SZE! Nawet, kiedy nie trenuję lub nie gotuję, coś MUSZĘ robić. Bezproduktywne spędzanie czasu jest dla mnie jak trąd i rzeżączka w jednym. Bezproduktywnie czas spędzają ludzie beznadziejni, nie? No, a ja nie chcę być beznadziejna. Przynajmniej tak dałam sobie wmówić. Moje mieszkaniu musi błyszczeć. Inaczej się nie zrelaksuję. A zawsze jest coś do roboty. Można zrobić pranie, odkurzyć, iść na zakupy, zrobić meal-prep, wywalić śmieci, umyć okna. Albo chociażby wydziergać jakąś biżuterię, nie? Albo posortować papierzyska. Lub przybliżyć się do minimalistycznego ideału przez wynoszenie z mieszkania ton niepotrzebnych rupieci. Byleby nie skończyć na kanapie przed durną gierką!

Ale jednak na niej ostatecznie wylądowałam. Z winem, lasagne i katalogiem Ikea. Dlaczego? Bo muszę spuścić z siebie powietrze. Muszę zrobić sobie dzień (a nawet kilka dni) leniwej buły i nie dać się zwariować fitnessowemu światkowi, który moją niechęć do treningu nazwie słabością. Bo to oddala mnie od mojego celu. Ble ble ble... Bo mam wymówki. Ble ble ble... Pierniczę to wszystko i dzisiaj mam dzień leniwej buły. Idę zaraz do sklepu po następne wino i będę oglądać film jedząc lody czekoladowe.

You Might Also Like

2 komentarze

  1. Na mnie też strasznie przygnębiająco działa myśl o nadchodzącej zimie, bo nie zdążyłam za bardzo nacieszyć się latem, więc nie jesteś sama :) I podobnie jak Ty w ten weekend ciężko było mi się zwlec z łóżka o jakiejś rozsądnej porze. Może to wina przesilenia jesiennego? A bezproduktywne siedzenie i nic nie robienie również wywołuje u mnie ogromne wyrzuty sumienia, bo przecież jest tyle rzeczy do zrobienia! Ta presja ciąży na mnie każdego dnia, kiedy nie chcę mi się kompletnie nic. W rezultacie coś tam zrobię, ale potem siedząc na kanapie albo przed kompem besztam się w myślach, że przecież mogłam zrobić więcej. Ech, chyba powinnyśmy wrzucić na luz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja droga leniwa buło... nie tylko ludzie beznadziejni czasami nic nie robią. No chyba że uznasz mnie za beznadziejną??? Buźka.

    OdpowiedzUsuń

Popularne wpisy

Moje Endomondo

Instagram